poniedziałek, 14 listopada 2016

Książkę kupisz:
W Xięgarni na Pl. Kościuszki w Tomaszowie Maz.
Od autora - napisz na krzyk74@wp.pl
Egzemplarz z autografem u autora

środa, 17 sierpnia 2016

Bajka na dobranoc



Za oknami zafoliowanymi na czarno - sardynka.
Jadę w busie i mam buzz z Nikt nie suszy, szosa sucha,
czysto. Szalony kierowca steruje pijanym statkiem.
W radio pasmo śniadaniowe. Piękni i młodzi
przejmują eter. Proponują jogging, jogę, jogurt light.
Śmiech misia Yogi. Poczuj mistykę zakwaszonych mięśni,
mówi ustawiony. Niech działa enzym, hormon. Niech żyje
król Julian! Potem trzy minuty dudnią basy i stęka wokal.
Wreszcie: dość i pora na prognozę pogody. Pogodynka
z uśmiechem sprzedawcy garnków ogłasza, jakie będzie
tomorrow, a morowy chłopiec nie może się już doczekać.
Wchodzą reklamy środków na libido. Wchodzi
polityczny kwadrans. Kłótnia - lutnia wypada.
Kiedy wysiadam, ryba wyjęta z puszki,
naprawdę wysiadam. Tlen działa jak halucynogen.
I dociera do mnie, że wszystko będzie dobrze, przyjedzie
bajkobus, dowiezie nam szczęście. Da nam pracę
i odłożymy procę. Zło wezmą złomiarze.
Złe wypadnie z obiegu, obiegnie Ziemię happy end:
żyli w długach, o szczawiu i śliwie.

Eternity




Z wiecznością policzono się jak z eternitem. Zedrzeć,
składować z dala od ludzi. Poszło szybko. Puszczono
Ryśka Riedla: W życiu ważne są tylko chwile. I dalej
prosty przekaz: Ładuj botoks w wargi, włosy smaruj farbą,
przekłuwaj, tatuuj, czuj. Wieczne to utrapienie, ciężkie
Norwidy. Wieczne pióro to pióro na wkłady.
Wieczny student? Dziś wszyscy zdają. Wieczne miasto
zmuszono, by zmieniło strategię promocyjną. Wieczność
jest be, podprogowo wciskano to już dzieciom.
Przeminiesz wszystek - wynajęto chłystka, by wciskał to
między futrynę, a szyby. Uknuto slogany. Nawet Sto lat,
bo za blisko wieczności, śpiewano rzadziej. Zalecano:
będzie zabawa, będzie się działo. Pisywano wieczność
na śmietnikach, na odpadach promieniotwórczych.
Śmiano się z na wieki wieków lament. ZUS wyliczał takie
kwoty, żeby nikomu nie przyszła do głowy. Teraz,
teraz, teraz! krzyczała Chylińska w reklamie pożyczek chwilówek.
Wieczność była jak niszowe wydawnictwo
poetyckie, jak faux pas, jak zespół Bolter. Nocą ślusarze
odpinali kłódki na mostach, ogień przy świętych obrazach
polewano pianą, specjalne służby zabierały znicze.
Wiecznie zielone lasy nazwano lasami deszczowymi.
Nie było już motywacji do zostania laureatem –
laur stał się liściem bobkowym.
Ostatecznie w słownikach nie ma słowa wieczność,
jak w budynkach nie ma trzynastego piętra.
Po wieczku jest od razu wieczorek.

Wyobraź

 


                                                  Imagine there’s no heaven

I nagle bach! Nie ma cierpienia, wszystko załatwiają
tabletki przeciwbólowe albo morfina (kajdanki
tylko z pluszu). Nad nami hologramy na zamówienie,
wszystko w 3D i HD, ustawiasz tylko rozdzielczość.
Ludzie żyją z dnia na dzień, kto by tam myślał o niedzieli,
o węglu na zimę. No i najlepsze: zniknęły krzyże
(George Michael ma w uchu teraz świderek, Madonna
wisi na okręgu, troszkę jak u da Vinci). Zwolniono księży
i zakonnice. Dostali robotę biurową (drobna akwizycja,
praca przy promocjach). Trochę szkoda black metalu,
ale business is business. Jest pokój, spokój,
trochę jak u Hoppera, taka nieznośna przestrzeń.
Przyznaję, przytłoczyły nas te zmiany.
Jeszcze się czasem wymsknie O mój Boże!
(poprawna wersja: O mój rozmarynie!).
Wszystkich przekonał ruch bezwizowy, darmowe paliwo
i autostrady, dlatego nie ma państw (gra się jedynie
w miasta, góry, rzeki). Mundial zastąpiono Ligą Mistrzów,
flagi przerobiono na szmaty dla kierowców ciężarówek,
wożących długie, wystające bele. I to jest OK, że już nigdy
nikt nie będzie stał na baczność, a Obraniak
nie musi się już uczyć hymnu, spoko. Zabijamy się tylko
na wyprzedażach. Nie ma głodu, mężczyźni dbają
o kaloryfery, kobiety – o swe talie osy. Nie ma własności:
darmowe mp3 i SMS-y, soma, coma, Sodoma.
Nie ma chciwości. To, że musimy pracować dłużej
jest jasne i tu dyskusji nie ma. Obiektywni dziennikarze
mają życie jak Książę z Bajki (przez ten sterczący
kędziorek z tyłu robił się zadziorek).
Możesz mnie nazwać marzycielem, naiwniakiem,
jeleniem, ale przyznaj, ma to swój urok:
gdy patrzę na zachód Słońca i ryczę.